poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Wakacje

Jadę na wakacje. Nie będzie mnie do 16 września. W tym czasie postów też nie będzie. Można natomiast zgłaszać propozycje na  wygląd graficzny strony. Prace w PałerPejncie i Notatniku Windows 98 jak najbardziej akceptowalne.

niedziela, 30 sierpnia 2009

Refleksje przedwakacyjne

Moje zęby są jak La Scala... Wiele rzędów i taki zabytek, że żaden konserwator nie waży się go tknąć. Tego dowiedziałem się na przestrzeni ostatnich dni i jestem dumny, że mam końskie zdrowie, a nie końskie zęby jak Jola R., a nawet trochę sztuki we mnie. Wszystko oczywiście da się sprostować albo jak powiedział Stanisław Tym: ”To się odbuduje.”.
Jutro jadę do Eire jak mówią tubylcy albo tambylcy w zależności od interpretacji. Mój szef natomiast – Adalbert Ożywczy zostaje w Urzędzie Miasta Erewań w Armenii z Panią Judytą Miszcz sam na sam. Mój szef jest wegetarianinem. Zawsze się bałem takich ludzi. Nigdy nie wiadomo na czym wyładują agresję. Poza tym jest czołowym basistą nieczołowego zespołu, ale nie jest to Feel. Mają więc szanse na sukces w środowiskach myślących a nawet intelektualistycznych, więc nie w Wydziale Promocji UM Erewań. Wracając jednak do meritum (trudne słowo, podobne do „kontestacja” ale jednak tak różne w materii swej) -  Pani Jowita Miszcz jest mistrzynią wprowadzania niekoncepcyjnego nastroju biurowego w takich momentach, w których jest to najmniej oczekiwane (wiem, można krócej, ale buduję nastrój i napięcie zarazem).
Wiele faktów, które doprowadzają do łez śmiechu moich znajomych, jest tragedią mojego życia. Pracownicy Urzędu Miasta Erewań są najbardziej wykwalifikowanymi fachowcami na świecie. Kiedyś Pani Jowita Miszcz, kiedy akurat przygotowywałem budżet do nieznaczącego projektu nuklearnego ratującego Ziemię przed zderzeniem z Plutonem, zaczęła nerwowo kopać komputer podskakując przy tym z gracją zająca w kapuście. Po jakiejś chwili skonstatowałem li ja, że próbuje ona dokonać niemożliwego. Spytałem się grzecznie o co chodzi. Otrzymałem odpowiedź, że próbuje zmienić dokument, ale nie ma kursora i w ogóle nie można nic napisać. Stwierdziła, że ma za mało pamięci RAM (komputer oczywiście). Ja stwierdziłem, że dokument do edycji to PDF.
Nic to. Innego pięknego dnia, kiedy próbowałem naprawić tragedie w Czarnobylu, Pani Jowita zaczęła ochoczo okładać drukarkę, twierdząc że sprzysięgła się przeciw niej i nie chce drukować. Następnie zadzwoniła do informatyków, żeby zadzwonili po egzorcystę, żeby ten mógł poinformować Pana Genka z kotłowni o zaistniałej sytuacji, bo podobno Pan Genek wie wszystko, a nawet trochę więcej. Okazało się, że Jej drukarka nie chce drukować tego, co ona chce, a nawet nie drukuje wcale. Podobno miał być to problem na łączach. Ja skonstatowałem, że w ustawieniach drukowania MS Word jest wybrana drukarka Geodezji, co wprawiło w szczerą radość kartografów. Prawie jakby okryli Amerykę bez dopływania tam... Ustawa Prawo Zamówień Publicznych w 50 egzemplarzach przyszła do nich sama...
Jaki z tego morał? Żaden. W obliczu nieuchronnego 1 września i jakiejśtam rocznicy czegośtam po prostu bądźmy sobą tak jak Pani Jowita Miszcz. Ona jest sobą. A my zawsze po prostu próbujemy być lepsi i więksi niż ktośtam. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybyśmy naprawdę chcieli to zrobić, a nie byłoby to tylko nasze życzenia. Przecież my tak samo jak Niemcy i Rosjanie jesteśmy Europejczykami. No chyba, że mieszkamy w Armenii....
Po powrocie z Irlandii następne refleksję trzeźwego alkoholika. 

środa, 26 sierpnia 2009

Zażalenie

Niniejszym informuję na życzenie Borysa S. iż nie chce on być kojarzony z Borysem S. kojarzonym z serialami popularnonaukowymi, tylko z Zanussim i Dodą. Dlatego też Borys S. dzisiaj ceniony fachowiec z branży filmowej, kiedyś ceniony alkoholik, miłośnik kabestanów i wszelkiego sprzętu pływającego obecnie używa pseudonimu "Moskwa". Chcąc być rozpoznawalnym na moim blogu poprosił o niniejsze sprostowanie.

sobota, 22 sierpnia 2009

Sopot

Jest już po festiwalu w Sopocie. Całe szczęście.  Najjaśniejszą gwiazdą okazał się być Robert Kozyra. Siwy Pan z Radia Zet stwierdził w pewnym momencie: „[...]namawiam braci Cugowskich, żeby mieli fajne piosenki[...]”. Zarówno jemu jak i sobie życzymy powodzenia w realizowaniu planów na przyszłość. Smutnym wnioskiem po imprezie w Sopocie wydaje się stwierdzenie, że szołmenem na siłę być się nie da. Nawet Wojciech Trawa (nie mylić z kępą, a juz w ogóle Saską Kępą) szołmenem nie chce być, on nim po prostu jest. Wojciech Trawa pracuje w Urzędzie Miasta Armenia. Kim więc jest Robert Kozyra przy Wojciechu Trawie? Nikim!
Po tej konstatacji przejdę do następnego zagadnienia. Kiedy polski wykonawca występuje na festiwalu w USA czy w ogóle za granicą nie ma szans wygrać nawet gdyby głos miał w klimacie Pavarottiego (wiem, że nie ma, ale zakładam). Tymczasem na polskich festiwalach wygrywają Australijczycy, Niemcy, reprezentanci Burkina Faso. Ewentualnie reprezentanci Burkina Faso z Niemiec. Polka w Sopocie śpiewała dobrze, ale była nie z tej wytwórni co trzeba, więc pozostała jej skręcona kostka i Mezo, który przystojny nie jest.
Kiedyś na deskach amfiteatru w Sopocie wygrywali Polacy, śpiewał Niemen... Dziś nie ma już desek i nikt nie śpiewa. Kasia Wilk próbowała, ale jej nie docenili.

Zamiast wstępu




Jest to pierwszy wpis na tym blogu, więc przez niektórych z Was może być traktowany jako wstęp, co pozwoli zaakcentować Wasz bunt i brak zgody na narzucanie wszelkiego rodzaju tytułów i nazw. Mam nadzieję, że ten blog pozwoli obnażyć wszystkie absurdy tego  świata jakkolwiek konsekwentnie będę się starał przemycić treści fachowe, a nawet zrozumiałe. Do pisania bloga zainspirowała mnie rzeczywistość, mój kolega Borys S. dzisiaj ceniony fachowiec z branży filmowej, kiedyś ceniony alkoholik, miłośnik kabestanów i wszelkiego sprzętu pływającego. Ostatnio zaobserwowałem, że otaczająca mnie tragiczna rzeczywistość jednego z urzędów miast w południowej Armenii (wcale nie w południowej Armenii, ale dbam o prywatność) innych może skutecznie bawić. Dlatego zdecydowałem się dać upust swojej frustracji rezygnując tym samym z chęci zostania spawaczem konstrukcji drewnianych na co bardzo namawiał mnie Pan Waldek z podwórka, będący wyrocznią w sprawach wszelakich. Bolączką polskiej rzeczywistości lat ostatnich jest zresztą fakt, że wszyscy są ekspertami od spraw wszelakich, nikt natomiast nie dysponuje żadnymi konkretami.
W związku z dekonkretacja polskiego życia publicznego w ogóle nie jesteśmy zauważani w Europie i na świecie. Spowodowane jest to także zawieszeniem kamer wszystkich znaczących stacji telewizyjnych na wysokości 1m 70 cm przy czym wódz naszego państwa ma 1m 60 cm wzrostu i to w kapeluszu, na obcasach oraz kiedy ma wiatry. Naturalnie sprzyjające od dołu. Z racji swojego wzrostu jest jednocześnie jedynym przywódcą państwa, który przymarza do gruntu na lotnisku w Mongolii.
Polacy zaopatrzeni w taki bagaż otaczającej ich rzeczywistości to naród, którego nic juz nie zdziwi, a jednak dziwi wszystko. Mamy ciągle w sobie ta iskierkę nadziei na normalność, która normalności nie rozpala. Pan Waldek twierdzi, że to przez przerwy w dostawach gazu z Rosji.