czwartek, 23 grudnia 2010

ŚWINTA

W Erewaniu nastał grudzień i przyszły ŚWINTA. ŚWINTA to interdyscyplinarny rządowy zespół nomadów rozbijający w grudniu obozowisko przed urzędem i rejestrujący wszystkie dokumenty w systemie ArmeniaOfflineYeah, który ostatnio został zaktualizowany o najnowszą łatkę systemową, gdyż głównemu monitorowi komputera w urzędzie odpadła tylna część obudowy i Pani Jowita Miszcz uszyła piękną kapę z motywami indiańskimi, która przyszyta została z tyłu kineskopu. O motywach indiańskich dowiedziała się z najpopularniejszego filmu w ormiańskich kinach z wiodącą europejską aktorką Teresą Orlowski.
Pani Jowita w grudniu była bardzo zajęta, gdyż zlecono jej przygotowanie kolażu ze zdjęć, przedstawiającego modernizację miasta. Po początkowych niepowodzeniach  ze znalezieniem odpowiedniego roweru i licznymi telefonami do organizatorów Wyścigu Pokoju z prośbą o zapewnienie kolarza do żonglowania zdjęciami w rytm muzyki zrezygnowała z tego pomysłu. Zamiast tego zadanie zlecono świeżo powróconemu z Uzbekistanu Zachodniego Michałowi Jajkowi. Pani Jowita także wróciła ostatnio z urlopu i nie zauważyła, że na jej komputerze, jednym z trzech w urzędzie, zainstalowany został system Łindołs. Commodore C64 średnio sobie z nim radziło, powiedzmy na poziomie BASIC. Pani Jowita zobowiązała się do udostępnienia odpowiednich zdjęć Jajkowi, który na swoim kalkulatorze z powiększoną pamięcią RAM miał scalić je w jedną całość. Nie mając jeszcze zaufania do wspólnego urzędowego dysku, folderów i aktówek, spisała 96395689236 numerów zdjęć i przekazała je na kartce w kratkę z odpowiednią adnotacją gdzie je znaleźć na tajemniczym dysku wspólnym i w którą stronę skręcić po minięciu pierwszej szafy z folderami. Adalbert Ożywczy, szef Referatu Spraw Wszelakich, zdębiał po raz kolejny.
Poza tym, sprawa smutna, naczelnemu kronikarzowi miasta – Wojciechowi Trawie od pisania wypadły oczy. Wysłano go więc czym prędzej na operację do Monachium, ale jako że budżet Urzędu Miasta w Erewaniu jest skromny, wystarczyło tylko na gałki oczne w tradycyjną bawarską biało – niebieską szachownicę, które akurat były w promocji. Świecą także w ciemności, lecz wybuchają w górach z powodu zmian ciśnienia. Trawa musiał więc porzucić marzenia o karierze alpinisty.
Po nowym roku do Urzędu Miasta w Erewaniu mają zostać dostarczone kalkulatory z kartami graficznymi. Karty podobno zostaną wydrukowane w mennicy Narodowego Banku Polskiego.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Krzyże w deficycie



Przed Pałacem Prezydenckim od niedawna toczy się bitwa na śmierć i życie w obronie krzyża, a krzyżacka celebrytka, pani Joanna deklaruje w POLITYCE z  14 sierpnia 2010: ”Dzieje się to samo co dwa tysiące lat temu: Ukrzyżowany Jezus, a pod jego stopami garstka najwierniejszych niewiast z Maryją na czele. One milczały, a wokół stała cała zgraja, patrzyła i naśmiewała się. Musimy pocierpieć. To jest otwarta walka z szatanem.”.
Lecz otwarta walka z szatanem zaczyna się gdzie indziej i w tym wypadku nawet Maryja nie pomoże. Doskonale do tej pory ukryta za sprawą prezydenckiego krzyża spadła na Polaków podwyżka podatku VAT. Okazało się bowiem, że mimo iż na gospodarczej mapie Europy dominowaliśmy niedawno „na zielono”, tak naprawdę nie mamy nic do zaoferowania, ponieważ powiększa się w Polsce dług finansów publicznych, który wszyscy obywatele muszą spłacać. Oznacza to, że wszyscy jesteśmy zadłużeni na 90 mld złotych, bo tyle ów dług wynosi. Polski rząd idzie po najmniejszej linii oporu, ponieważ priorytetem partii politycznych w Polsce jest utrzymanie się u władzy za pomocą dziwnie rozumianych „kompromisów’. W związku z tym partia prawicowa ma ostatnio zamiar wypłacać zasiłki
i dotować bezrobotnych, a odpowiedzialnymi za polską gospodarkę i politykę społeczną są rolnicy. Nie jest problemem, że są to rolnicy – przedstawiciele jednej z najbardziej uprzywilejowanych grup społecznych w Polsce, lecz fakt że Polskie Stronnictwo Ludowe zajmuje się obecnie dążeniem do utrzymania swojego statusu partii obecnej w parlamencie i nie w głowie zielonym posłom (nie mylić ze wzrostem gospodarczym) jest, o zgrozo, ekonomia. Dlatego też polski rząd poszedł po najmniejszej linii oporu i zamierza podnieść VAT z
22 na 23% i zlikwidować kilka ulg. Będą tez inne podwyżki, ale o nich na razie się nie mówi, bo podobno na Krakowskim Przedmieściu ma powstać pomnik.
Podwyższanie podatków jest najgorszą z możliwych drogą łatania deficytu budżetowego. Spowalnia ona bowiem gospodarkę, co w warunkach recesji jest podwójnie niebezpieczne. Kiedyś podnoszenie podatków i stóp procentowych było uzasadnione, żeby nie przegrzać gospodarki, natomiast obecnie polska gospodarka stoi. Deficyt finansów publicznych zmniejsza się zwykle poprzez:
  • sprzedaż majątku znajdującego się w posiadaniu państwa, czyli prywatyzację,
  • podniesienie podatków, które jednak podobnie jak deficyt ma negatywny wpływ na gospodarkę,
  • ograniczenie wydatków, na co jednak często trudno się zdecydować pod wpływem presji różnych grup społecznych,
  • inflację - dodruk tzw. "pustego pieniądza" przez państwo. Nominalnie deficyt się wtedy zmniejsza. Jest to jednak realizowane kosztem społeczeństwa oraz de facto ukrytą formą opodatkowania.
Obecnie w Polsce pracuje armia 400 tysięcy urzędników, a administracja państwowa ma tendencję do powiększania swojej liczebności co w niedalekiej przyszłości doprowadzi do obecności na krajowej liście płac 500 tysięcy białych kołnierzyków. Pierwszą i najprostszą drogą redukcji deficytu jest likwidacja nieefektywnych stanowisk urzędniczych i reorganizacja administracji państwowej. Dotyczy to także samorządów, które toną w długach, a wydziały w urzędach miast dysponują pracownikami kontemplującymi ściany urzędowych pokoi, podczas gdy inne komórki urzędowe cierpią na chroniczny niedobór pracowników przy stałym narzekaniu prezydentów, burmistrzów, wójtów i starostów na brak pieniędzy. Sprzedaż majątku znajdującego się w posiadaniu Agencji Nieruchomości Rolnych też nie wydaje się najgorszym rozwiązaniem, ale jak zauważył K. Rybiński w swoim artykule „Strategia gołodupców” w obliczu drenażu pieniędzy z OFE  przez panią Fedak (PSL), najprawdopodobniej zostaną one sprzedane inwestorom zagranicznym, a pieniądze tak uzyskane zużyte na zaspokojenie bieżących potrzeb, a nie zmniejszanie deficytu. Deficyt zaś jest finansowany długiem publicznym, czyli z grubsza rzecz ujmując obligacjami, które sami kupujemy i kredytami zaciągane przez państwo. Nawiasem mówiąc Minister Rostowski będzie musiał zaciągnąć 82,4 mld złotych długu na wykupienie obligacji już wyemitowanych i wyemitowanie nowych (rolowanie). Minister Rostowski zdaje się nie dostrzegać złotej reguły finansów publicznych lub o niej nie pamięta. Mówi ona, żeby finansować deficytem budżetowym jedynie wydatki majątkowe (inwestycyjne), czyli te o charakterze długookresowym np. wydatki na infrastrukturę. Natomiast bieżące wydatki państwa powinny być pokryte w całości przez bieżące dochody budżetowe. Państwo powinno dążyć do utrzymania zrównoważonego budżetu. Kolejnym ważnym problemem jest opodatkowanie rolników i podniesienie składki do KRUS. Inaczej emerytury tych z nas, którzy nie mają szczęścia posiadać areałów rolnych, będą... Nie będzie ich. Tylko jak to zrobić będąc w koalicji z partią chłopską? Wchodząc w koalicję z partią lewicową. jednak w tym wypadku wydatki budżetowe tylko wzrosną przy obecnej zachowawczej polityce rządu, ponieważ SLD zadowolić trzeba będzie wzrostem nakładów na politykę społeczną.
Konkluzja jest prosta i powszechnie znana, parafrazując polskiego aktora, czy wybitnego – nie wiem. Polscy politycy są politykami zawodowymi, którym zależy by jak najdłużej utrzymywać się u sterów. Nie wykształciła się w kraju nad Wisłą jeszcze klasa ludzi wykształconych przez świadome uczestnictwo w życiu gospodarczym, którzy najpierw się wzbogacili, a potem zabieraliby się za pomoc krajowi. Zamiast tego mamy pokolenie rewolucjonistów z 1989 r. którzy mylą dług publiczny z deficytem budżetowym i patrzą, by wszyscy w tej nowej, lepszej Polsce mieli lepiej, a konkretnie oni sami. Dopóki polskim życiem politycznym będzie rządzić zasada kompromisu za wszelką cenę, dopóty polska ekonomią będą rządzić działania doraźne, na których najwięcej traci społeczeństwo. Kto bowiem powiedział nam czemu będzie służyć dokładnie podwyżka podatków? Czy będzie finansowała inwestycje czy płace administracji? Różnica jest zasadnicza, ponieważ inwestycje dają nadzieję na lepszą przyszłość, płace niekoniecznie na lepszych urzędników. Polaczki czekają na 2013. Wtedy Unia Europejska odda nam kolejną porcję środków do dyspozycji. Byle do 2013! Lub bylebyśmy się opamiętali i w następnych wyborach głosowali na fachowców, a nie historyków i histeryków.

środa, 4 sierpnia 2010

Kółko i krzyżyk

Dzisiejszy tekst nie będzie o quasi urzędnikach, którzy od czasu do czasu bawią humorem. Na nasze nieszczęście bawić próbują nas także inni. Ostatnio w duchu inscenizacji grunwaldzkiej w Warszawie odbywa się odtworzenie Powstania Warszawskiego. Niedaleko biega Szyc z Lindą pod pachą i wszystko im jedno.
Przed Pałacem Prezydenckim gra się teraz w kółko i krzyżyk. Nie odzywają się w tej sprawie ani politycy ani kościół, a jeśli się odzywają, mówią że to polityka. Wszystko to doskonale wpisuje się w ramówkę TVN, jednak nie do końca w ramówkę zdrowego rozsądku. Kościół nie może się odezwać, by nie zniechęcić wiernych, którzy są głównym źródłem produktu kościelnego brutto. Ten osobliwy PKB nie jest opodatkowany, czego też nie można powiedzieć o dochodach innych i cenach. Platforma Obywatelska też nie może się odezwać, ponieważ nie wygra następnych wyborów, choć rzekomo wiedzą, co jest słuszne. Niestety wbrew pozorom nie jesteśmy zieloną wyspą na europejskim oceanie, dopiero niedawno ujawniono wysokość długu i deficytu publicznego (nie mylić – ta opcja zarezerwowana jest tylko dla polityków) i nie będziemy. Państwo ma i jedno i drugie, a żeby załatać dziury podwyższa podatki. Nie dba się o najpotrzebniejszą infrastrukturę, przede wszystkim uregulowanie gospodarki wodnej, żeby czwarta fala powodziowa nie zmyła czasem krzyża sprzed pałacu, bo wtedy nie będzie o co walczyć. Premier Tusk podobnie jak większość polityków w kraju nie ma pojęcia jak działają finanse publiczne. Z wykształcenia jest historykiem i dużo może powiedzieć o Grunwaldzie, choć niektórzy twierdzą że to Tannenberg.
Cała ta sytuacja opisana powyżej przypomina do złudzenia scenariusz Monthy Pythona. Na całe nieszczęście dzieje się naprawdę. Problemem jest to, że w Polsce polityka pojmowana jest jako nieustający kompromis. Politycy chcą być politykami, to ich zawód. Zbyt odważne wyrażanie swoich poglądów może ten stan rzeczy przerwać. Już od lat w wyborach prezydenckich, parlamentarnych czy samorządowych głosuje się „przeciw” a nie „za”. Gdyby nie Jarosław Kaczyński, Platforma Obywatelska musiałaby chyba naprawdę dotrzymać obietnic wyborczych. A tak nasz głos „przeciw” to głos za Platformą. Jest też także pewien myśliwy, który strzela gafy. W wyborach bliżej mi było do Janusza Korwin – Mikke, a głosowałem na Andrzeja Olechowskiego. W pierwszej turze. W drugiej musiałem już zagłosować „przeciw” i Bronisław Komorowski był już bogatszy o jeden głos ze Śląska. Polonia amerykańska, która jest żywym odbiciem wschodniej Polski głosowała na Jarosława Kaczyńskiego. Dzielenie ludzi na wierzących i nie wierzących, pedałów i katolików spowodowało, że lider Prawa i Sprawiedliwości wygrał Amerykę, nie odkrył. Polacy w Chicago mają dość tego, że ich prezydentem został czarny i w ramach zadośćuczynienia podali rękę szefowi partii prawej i sprawiedliwej.
Milton Friedman napisał w „Wolnym wyborze”, że zawsze można głosować nogami, zawsze jest alternatywa. Już dawno oddałbym paszport i poprosił o azyl polityczny w ambasadzie Gabonu. Niestety najbliższa ambasada Gabonu jest w Paryżu. Poza tym bez paszportu ciężko jest podróżować, a trzeba uciekać. Uciekać będziemy musieli jeżeli zaakceptujemy tą rzeczywistość z filmów Barei. Chyba, że wreszcie zagłosujemy przeciw kompromisom politycznym i budyniowej rzeczywistości. W kraju powszechnie jest potępiany Janusz Palikot, który jest jedynym politykiem, który mówi co myśli. Wkrótce napiszę pewnie bardziej techniczno – ekonomiczny wywód na temat dlaczego nas oszukują i jak to wszystko działa. Pisząc teraz, nie konstruując następnego nudnego artykułu ekonomicznego, mam nadzieję że kiedyś w jakichś wyborach Polacy zagłosują na fachowców, a nie kompromitujących się orędowników kompromisów. Że będziemy mieli wytyczoną ścieżkę rozwoju ekonomicznego, nie przez ministra z KRUS i odpowiedzialną za politykę społeczną Jolantę „Spierdalaj” Fedak. Ale ja już Polakiem się nie czuję, żyję tylko w ramach administracyjnych kraju o biało – czerwonej fladze.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Audyt


Nastał kwiecień. Musiał nastać, ponieważ klawiatury dwóch komputerów w Urzędzie Miasta Erewania nie mają cyferki „3” i litery „m” w swoich zasobach, więc marzec jest niemożliwy. Z majem też są problemy, ale podobno ma je usunąć audyt lub audit w zależności od wydolności technicznej sprzętu komputerowego. Audyt (lub audit) ma za zadanie sprawdzić procedury w biurze Jowity Miszcz. Podstawowa procedurą jest identyfikacja osoby trzeciej w chwili wejścia do biura. Ponieważ w biurze pracuje 4 pracowników identyfikacja osoby trzeciej odbywa się na zmianę w zależności od tego kto wchodzi jako trzeci – Adalbert Ożywczy, Jowita Miszcz, Michał Jajek czy tajemnicza Pani R. Dzięki temu procedury zarządzania są sprawniejsze, gdyż nie trzeba identyfikować petentów. Dodatkowo na ścianie umieszczane jest zdjęcie uśmiechniętego pracownika, który został zidentyfikowany z imienia i nazwiska jako osoba trzecia. Osoba trzecia nie może także spoglądać na monitory komputerów pracowników w czasie pracy, więc jeśli ma komputer, monitor w dniu pracy jest odwrócony tyłem do osoby trzeciej, co wyrabia koncentrację i pamięć. Petenta w momencie wejścia do biura trzeba nieustannie monitorować. Jest więc wręczany mu monitor obiegowy marki Ził. Na droższego Tupolewa nikogo w Erewaniu nie stać. Dodatkowo petent przywdziewa kołnierz ochronny – coś w rodzaju tuby zapinanej na szyi. Kołnierze dostępne są u Naczelnego Weterynarza Erewania – Stiopy. Kołnierz zapobiec ma identyfikacji przez petenta dokumentów urzędowych znajdujących się na biurkach pracowników. Ułatwia również kontakt wzrokowy, szczególnie w Wydziale Finansów i Pomyłek Urzędu Miasta w Erewaniu, gdzie pracuje Eulalia Dekolt. Procedury postępowania z nośnikami elektronicznymi i danymi w postaci elektronicznej są w Urzędzie zgodne z normami ogólnoormiańskimi 2.0.3 Akceptowalnym nośnikiem danych jest dyskietka skrzyżowana z płytą CD. Niestety niedostępne są jeszcze stacje odczytujące, które utknęły w Baku. Hasła dostępu do komputerów urzędowych nie mogą składać się z liter, cyfr, słów dostępnych w słowniku, NIPów, PESELI, numerów telefonu do cioci Haliny. Dlatego też Ściśle Zastrzeżonym Erewańskim Hasłem Nie do Złamania (SZEHNdZ) są trzy spacje. Każdy komputer po skończonej pracy wyłączany jest z guzika. W związku z tym każdy sweter pracowniczy w erewańskim urzędzie miasta ma guziki. Akceptowalne są również garsonki („garsąki” jak zapisuje się tą nazwę w miejskim Centrum Kultury, nazwa została udostępniona odpowiednim „służbą”).  Klucze do systemu komputerowego Urzędu Miasta są przechowywane w porcie Uesbe. Uesbe to małe portowe miasto na południu Armenii. Każdego ranka więc do Uesbe wysyłane są kozy mejlowe po klucze do zamków patentowych zabezpieczających szafy, w których zamyka się komputery (zapasowe klucze przechowywane są w Świnoujściu, w dalekiej Polsce). Ostatnio w biurze jednej z szaf odpadła ścianka, ale Prezydent Światowid Oreiro stwierdził, że zwiększa to transparencję urzędu.
Urząd jest dumny nie tylko ze swojego informatycznego systemu System ArmeniaOfflineYeah, ale także z Miejskiej Orkiestry Pomocniczej. Ostatnio MOP brał udział w międzynarodowym konkursie orkiestr w Filharmonii w Bańgowie, w Polsce. Orkiestra przebojem wdarła się na podium. W konkursie brały udział 3 orkiestry. Wygrała osada wioślarska z Kazachstanu, która grała na wiosłach. Trzecie miejsce zdobyła Orkiestra Trębaczy Leśnych z Nepalu. Przebojem okazał się utwór „Karolinka” na trzy głosy i zardzewiały puzon. Zardzewiały puzon uwydatnia tembr głosów trzech tenorów MOPa.
 System ArmeniaOfflineYeah

niedziela, 21 lutego 2010

Parytet




Jeden z bardziej znanych ekonomistów polskich ostatnich lat wymienił niedawno w swojej książce 12 kluczowych obszarów najbliższej przyszłości w ekonomii. Są to wg Grzegorza Kołodki:

  1. Tempo i granice wzrostu gospodarczego.
  2. Ewolucja wartości i ich kulturowe implikacje dla procesów rozwojowych.
  3. Instytucjonalizacja globalizacji versus narastający brak koordynacji i chaos.
  4. Integracja regionalna i jej sprzężenie z globalizacją.
  5. Pozycja i rola organizacji pozarządowych.
  6. Środowisko przyrodnicze i konkurencja o wyczerpujące się zasoby naturalne.
  7. Procesy demograficzne i migracje ludności.
  8. Bieda, nędza i nierówności społeczne.
  9. Gospodarka i społeczeństwo oparte na wiedzy.
  10. Postęp naukowo – techniczny.
  11. Ewolucja sieci i jej gospodarcze konsekwencje.
  12. Konflikty i bezpieczeństwo, wojna i pokój.

Lista subiektywna i niepełna, ale stanowiąca doskonały punkt wyjścia. Niestety o żadnym z powyższych punktów nie słychać w polskiej polityce. No może punkt trzeci, szczególnie jego druga część opisują doskonale krajową rzeczywistość. Autor listy nie przewidział także komisji sejmowych i sprawy parytetu. Parytet lansowany jest ostatnio na wszystkie możliwe sposoby. Pomijając fakt, że jest to doskonały temat zastępczy dla każdej z dwunastu kwestii wymienionych powyżej i doskonała klapka na oczy dla tych, którzy chcą widzieć tylko zielony kolor Polski na gospodarczej mapie Europy. Jest to także sztuczne zawężanie rzeczywistości. Dla mnie parytet jest wynalazkiem krzywdzącym dla kobiet, krzywdzącym intelektualnie i poniżającym. Znam wiele inteligentnych pań, które swoją wiedzą zawstydzają niejednego, nie tylko posła, co akurat, nota bene, trudne nie jest. Nagle wymazuje się całą tą charakterystykę, nieważne stają się kwalifikacje tylko płeć. Panie, by wypełnić normę gonione są do polityki. Normy w przeszłości w gospodarce już wypełniano, a potem w latach dziewięćdziesiątych trzeba było się zastanawiać co z tym zrobić. Czasami staram się odwrócić sytuację i zastanowić się jak bym się czuł, gdyby ktoś zaoferował mi miejsce w gabinecie dlatego że jestem mężczyzną. Chyba nie najprzyjemniejsza chwila w moim życiu. Parytet promuje też Jerzy Buzek jako Przewodniczący Parlamentu Europejskiego argumentując, że jest to wytyczna polityki Unii Europejskiej. Błąd poważny. Traktat o Unii Europejskiej, z czym się w stu procentach zgadzam mówi o braku dyskryminacji kobiet, a konkretnie o promowaniu równości szans kobiet i mężczyzn (art.3 ust. 3). Chodzi więc o to, że kobieta decydując się na udział w życiu publicznym, polityce czy jakiejkolwiek innej działalności nie miała gorszych warunków niż mężczyzna, a nie żeby się decydowała na podjęcie danej aktywności bo 50% populacji, która okazuje się być płci męskiej już to robi. Swoją drogą, idąc w skrajności, w wielu firmach, urzędach, jednostkach samorządu terytorialnego większość zatrudnionych stanowią kobiety. Czy tutaj też będziemy stosować parytet?
W radio Pan Niedźwiecki puszcza płytę Gino Vanelli’ego i piosenkę „Venus envy”. Przypadkowo Pan Vanelli śpiewa: „Why do you wanna be Venus/ When your light shines brighter than the brightest star /Why do you wanna be anyone else other than who you are/ Why do you wanna be Venus /When you’re so much more than she could ever be”. No dlaczego?

wtorek, 26 stycznia 2010

Mrozy w Polsce (albo w Armenii)


W Armenii zima zaskoczyła drogowców. Najpierw bo nie przyszła, a potem jak przyszła, bo przyszła, a myśleli, że już jej nie będzie. Z tego względu zamiast 10 kóz piaskarek na drogach pojawiła się tylko jedna, resztę wysłano wcześniej do Kazachstanu z pocztą elektroniczną. Powołano więc szesnastoosobowy komitet ds. walki z żywiołem składający się z 11 osób. Komitetowi przewodniczył Prezydent Spajder. Zdecydowano, że jakiekolwiek  nagłe działania w obliczu zaskoczenia są bez sensu, należy więc dalej być zaskoczonym.
W Referacie Spraw Wszelakich niepokój i konsternację budziła nieobecność Pani Jowity, a była już 9.30 na zegarku Adalberta Ożywczego marki Pabieda. Wtem zadzwonił telefon bratek:

- Szefie, spóźnię się do pracy – jechałam ulicą i zabrakło mi benzyny. Czy jak doleję do baku wody, samochód dalej pojedzie?

Adalbert zdębiał, ale nie wypuścił korzeni. Jowita Miszcz dokonała niemożliwego. Wymyśliła auto na wodę. Nasze, własne, ormiańskie, nie jakaś biała toyota. Zapobiegliwie powiedział po otrząśnięciu się z szoku, żeby nie dolewała wody zamarzniętej i pobiegł do domu konstruować z zamysłem pozyskania na projekt środków z Unii Europejskiej. W domu skonstatował, że Armenia nie należy do Unii Europejskiej, ale przynajmniej próbował. Wsiadł do swojego peugeota koloru ogórkowego i wrócił do Urzędu Miasta Erewań.
Mimo, że Armenia do Unii Europejskiej nie należy ludzie w Erewaniu próbują iść z duchem czasu. Oglądają Telezakupy Mango w telewizji, słuchają Radia Planeta. Tego samego dnia, w którym Pani Jowita Miszcz spóźniła się do pracy zadzwonił telefon. Ale już po jej wyjściu z pracy i nie bratek. Telefon był bezprzewodowy. Przewód urwał się dawno temu, lecz telefon ciągle dzwonił. W urzędzie mówiło się, że to dzięki jonizacji powietrza.

- Michał Jajek, słucham – odebrał jeden z pracowników.
- Heeeeeeeeeelooooooooooooooołłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłł – usłyszał w słuchawce charakterystyczne powitanie polskich użytkowniczek portalu fotka.pl
 A po chwili:
- O, przepraszam! Zygmunt Miszcz, ojciec Jowity, zastałem ją?
- Teeeeeeee, nie dzwoń, już jest po czeciej – dało się słyszeć w tle głos kobiety.
- No tak, już jej nie ma. Wszystkiego dobrego zatem.

Michał Jajek nie był przyzwyczajony do nowego języka niegdysiejszej młodzieży. Poszedł więc zrobić sobie herbatę. Dzień dobiegał końca. Jutro do Referatu Spraw Wszelakich mieli dzwonić dziwni ludzie. Pani Jowita Miszcz przed swoim wyjciem oświadczyła, że dla podniesienia efektywności referatu obowiązującym pytaniem identyfikującym rozmówcę będzie: „Przepraszam, czy jest Pan(i) dziwnym człowiekiem”? …



Na koniec słowo wyjaśnienia (albo dwa). Jeśli myślą państwo, że historia UM Erewań jest opowieścią science fiction, są Państwo w błędzie. Wszystkie przedstawione w niej sytuacje są jak najbardziej autentyczne i wydarzyły się naprawdę w jednym z urzędów miejskich na Śląsku. W momencie opowiadania tych historyjek wszystko wydaje się być śmieszne. Proszę jednak sobie wyobrazić sytuację, w której w tym wszystkim uczestniczycie. W obliczu wszystkich komisji hazardowych nie oczekujcie zbyt wiele od ludzi, kiedy zawitacie do magistratów w waszych miastach, choćby żeby wymienić dowód. Nie ma sensu w tym miejscu wypowiadać się o kondycji państwa. To wszystko jest po prostu smutne, a swoje zdanie na ten temat wyraziłem we wcześniejszych wpisach – artykułach. Chociaż z drugiej strony – może jednak warto się trochę pośmiać. No bo co nam zostało?

piątek, 15 stycznia 2010

Ankieta ewa(o)lu(a)cyjna

Urząd Miasta Erewań nieustannie sprawdza motywację i wydajność pracowników. Zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej, do której Armenia nie należy, ale wszyscy uważają że Unia ma ładny charakter pisma, okresowo przeprowadzana jest ewaluacja ewolucyjna pracowników. Ankiety corocznie przygotowuje Referat Spraw Wszelakich. Michał Jajek odpowiedzialny był za ostatnią. Została napisana po śląsku, by uczcić urodziny Pani Jowity Miszcz przypadające 29 lutego. Pani Jowita ma obecnie dziewięć i pół roku. Szczyci się, że nie tylko mentalnie.

ANKIETA


  1. Czy uważasz, że kobiety w Urzędzie Miasta Erewań mają zaniżoną samoocenę?

·        Ja, boją sie wyleźć z pokoju.
·        Ino trocha.
·        Zależy od wzrostu.
·        Nie, boja sie ich.
·        Nie, szefowo durch rycy i ciulo mi sztachetą.

  1. Jak ocenisz swoją znajomość prawa?

    • Biegle, potrafię grypsować.
    • Zadowalająco, często siedza na dołku.
    • Podstawowo, zabrali mi prawo jazdy.
    • Niewystarczająco, ale wiem co nieco od szwagra.
    • Źle, ale przechodza na pasach.

  1. Jak ocenisz swoją znajomość oprogramowania komputerowego?

    • Biegle – potrafia szkicować w PowerPaincie.
    • Zadowalająca – wiem kaj jest szteker.
    • Podstawowa – wiem kto to Bil Gejts.
    • Niewystarczająca, stawiom na nim paprotka.
    • Zła – to my momy komputery?

  1. Czy powierzone zadania wykonujesz:

    • Samodzielnie – kopiuj/ wklej.
    • Samodzielnie, ale halba otwieromy razem.
    • Razem pijemy.
    • Nie bierą mie do skata.
    • Halina robi wszystko.

  1. Czy uważasz, że urzędnicy są dostatecznie wspierani i motywowani przez Urząd Miasta Erewań?

    • Ja aż chce sie lotać do roboty.
    • Czasami wspieraja mnie ściany.
    • Mogliby wpuszczać mnie do urzędu z innymi pracownikami, a nie brać za petenta.
    • Nie, nie moga iśc nawet zakurzić.
    • Źle, a co to motywacja?

  1. Organizacja urzędu wydłuża czas załatwiania spraw:

    • Już 3 rok załatwiom prawo jazdy na wanna dwudrzwiowo (bez migaczy)
    • Nie dali mi pozwolenia na budowa chlewika.
    • Przyłaża do urzedu schronić sie przed deszczem.
    • Ino czasem jak właża nie do tego pokoju abo do bufetu.
    • Nie, jest blank szybki.

  1. Jak oceniasz swoje umiejętności zarządczo – administracyjne?

    • Mistrz świata.
    • Kierownik warzywniaka
    • Cieć master
    • Chciołbych wiedzieć co znaczy WC.
    • Łostatnio dowiedziołch się co znaczy PZP.

  1. Czy kobiety i mężczyźni są jednakowo traktowani w Urzędzie Miasta Erewań?

    • Tak, na wszystkich rycą.
    • Nie, Zastępcy prezydenta częściej patrzą na kobiety.



  1. Jak ocenisz swoją umiejętność komunikacji z mieszkańcami?

    • Bardzo dobro, szczególnie na piwie.
    • Dobro, potrafia im wytłumacztyć, że do urzędu nie przychodzi sie w dresie.
    • Dostateczna, nawet czasami odpowiadam na pytania.
    • Słaba, to oni w ogóle przychodzą?
    • Mom ich w dupie.

  1. Jak radzisz sobie z wypełnianiem wniosków, formularzy, dokumentów urzędowych?

    • Bardzo dobrze, daja koledze.
    • Dobrze, daja koleżance.
    • Dostatecznie, wypełniom pismem obrazkowym.
    • Słabo, nie wypełniom.
    • Źle, próbuja edytować PDF.


  1. Jaka jest Twoja motywacja do pracy

    • Bardzo duża jak ino pomyśla o bufecie.
    • Duża, mom tu kumpli.
    • Średnia, musza iść na szaberplac.
    • Byle do 16.
    • Nie mom.

czwartek, 14 stycznia 2010

ESMR Erewański System Monitoringu Rewolucyjnego


Sopel Camera 2.0


Urząd Miasta w Erewaniu monitorowany jest zimą nieustannie. Ponieważ w ramach cięcia kosztów zlikwidowano licencje na oprogramowanie graficzne Adobe Photoshop, Corel PhotoPaint czy ArmeniaSzrajbnij efekt „ice view” obrazu monitorowanego urzędu uzyskuje się ręcznie.

Światowy kryzys stawia przed nami nowe wyzwania codziennie. System informatyczny w urzędzie zrewolucjonizowały uciekające ikony. Pani Jowita Miszcz twierdzi, że ikony uciekają jej z ekranu podczas próby kliknięcia, co wymusza wyjątkową koncentrację. Nabyła więc koncentrat pomidorowy.

Szkolenie z komputerowego systemu informatycznego Pani Jowita Miszcz odbywa offline. System ArmeniaOfflineYeah opiera się na dostarczaniu kursantowi wydruków plansz, które normalnie pojawiałyby się na ekranie komputera, ale trzeba oszczędzać uciekające ikony, a z papieru nie tak łatwo zniknąć. W Urzędzie Miasta Erewania powstał też pomysł pewnej popularnej reklamy telewizyjnej. Egzamin z systemu informatycznego można zdawać co najwyżej 2 razy, pani Jowita Miszcz zdawała go razy osiem. Zawstydziła wszystkich. Ósemka to jej ulubiona liczba, a jako potencjalny cyrkowiec potrafi zrobić ósemkę z dwójki. Michał Jajek niestety nie ma ósemek, dlatego musi się uczyć każdego dnia. W niektórych krajach ósemki bywają nazywane zębami mądrości, ale to przesąd. Czasami nadużycie. A Urząd w Siemianowicach nadal pracuje!

środa, 13 stycznia 2010

Erewań zimą


Wszyscy mieszkańcy Erewania mieszkają w Erewaniu. W zimie też. W przeciwieństwie do mieszkańców Azerbejdżanu, których większość mieszka w Iranie. W Urzędzie Miasta Erewań 1 stycznia 2010 r. rozpoczęło się nowe millenium. Według Pani Eli z warzywniaka Urząd jest 10 lat za murzynami, więc wszystko się zgadza. Nie było jednak żadnych fanfar, żadnych fajerwerków. 5 stycznia pani Jowita Miszcz zupełnie jak w minionym roku weszła do referatu. Niezwłocznie Michał Jajek poinformował ją, że dzwoniła pani w sprawie ankiety i że zadzwoni po 9.00

- A zostawiła jakąś wiadomość? – spytała Miszcz.
- Zostawiła wiadomość, że zadzwoni po 9.00. – odpowiedział Jajek.

W ten sposób zaczął się miszczowski dzień. W Wydziale Gospodarki Budynkowej wprowadzono procedury zarządzania opracowane przez Panią Jowitę. Od teraz na pytanie klientów jaki formularz należy wypełnić odpowiada się prosto i zwięźle: „Dokładnie ten, którego pan/i jeszcze nie wypełniła”. Odpowiedź w swojej precyzji nieoceniona oszczędza czas, pieniądze i nerwy petentów.
Wprowadza się także nowy system obsługi informatycznej urzędu. Dane nie będą już transportowane przez kozy, lecz system sznurów bezprzewodowych. Z systemu należy odbyć szkolenie i zdać egzamin. Próg zaliczeniowy wynosi 150%.
Każdy urzędnik ma swoje sumienie, czasami duszę, marzenia. Pani Jowita Miszcz w młodości chciała być cyrkowcem. Tylko kto by wtedy nadzorował pracę urzędu. Pasja jednak w niej pozostała – do dziś wykonuje rytualny taniec próbując pisać w Wordzie na mapach bitowych.

W Polsce też rozpoczął się nowy rok.

Urząd Miasta w Siemianowicach Śląskich na przykład działa jak zwykle.

czwartek, 7 stycznia 2010

Oszustwa nowego roku

       Jest rok 2010, mniejsza o to że czwartek. Zarówno w skali świata jak i maleńkich Siemianowic będzie on bogatszy o kolejną porcję danych ekonomicznych. nie wolno także zapomnieć o wyborach w 2010 roku, mistrzostwach świata w piłce nożnej i kolejnych aferach, o których tylko w Polsce będzie słychać zapewne.
Ważne jest też to kto i jak będzie nas oszukiwał. Szczególnie denerwujące są dane ekonomiczne w ustach polityków i równie zwodnicze. Kiedy więc włączymy nasze Rubiny, Samsungi czy LG o 19.00, a zgrabna Pani w TVN zapowie byłego historyka z Kaszub, który powie że Polska ma ponad jednoprocentowy wzrost gospodarczy i jest to najwięcej w całej Europie, trzeba zdjąć te różowe okulary. W warunkach śląskich: różowe pingle. Ten jednoprocentowy wzrost będzie na pewno falą wznoszącą na urząd prezydencki. Z zalaniem obecnego prezydenta nie powinno być problemu z racji nikłych: wzrostu i osiągnięć. Nie to jest jednak najważniejsze, co dzieje się na górze, ale tu – na dole. Nasz jednoprocentowy wzrost PKB w skali 2009 roku nie znaczy nic. Statystyczne dane spłaszczają rzeczywistość. Są bardzo wygodne dla polityków pozostawiając szerokie pole do interpretacji, a zarazem zawsze prawdziwe, jeśli tylko rzetelnie obliczone. Nawiasem mówiąc średni roczny dochód obywatela świata to nieco ponad 20 000 złotych rocznie. Wielu Polakom daje to szerokie pole do popisu w obliczaniu swojej pozycji rankingowej gdzieś między obywatelem Azerbejdżanu, a Burkina Faso. Czy w Polsce nie zarabia się mniej? A jednak mamy jednoprocentowy wzrost. Jesteśmy zieloni na czerwonej mapie Europy. Pobawimy się teraz w statystykę i ekonometrię, czyli ulubione przedmioty każdego studenta akademii ekonomicznej. W Polsce współczynnik Giniego wynosi ok. 0,341. W skrócie powiem, że im mniejsza wartość tym teoretycznie lepiej, bo dochody są bardziej wyrównane, a Wasz sąsiad nie jeździ Maserati podczas gdy Wy i siedmiu innych Wigry 3. Oznacza to, że dochody są względnie równe. Od Polski wyższy współczynnik mają m. in. Dania, Japonia, Szwecja i Finlandia, ale też Azerbejdżan, Uzbekistan i Ukraina. Ech te statystyki! Żeby unaocznić – w Polsce 10% ludności o najwyższych dochodach zarabia ok. 6750 zł miesięcznie, a 10% o najniższych – 770 zł.
Istnieją różne inne miary jak najbardziej przydatne w ekonomii, ale jeszcze bardziej w polityce. Korzystają z nich na równi Fidel Castro i Barrack Obama, choć nie zgadzają się w tak wielu fundamentalnych kwestiach. Kiedyś wymyślono wskaźnik HDI – wskaźnik kapitału ludzkiego – analizując go można dojść do wniosku, że 20% obywateli USA żyje na takim samym poziomie jak przeciętny Kubańczyk. Najbiedniejsi Polacy, żyją wg poziomu HDI tak jak w Pakistanie ( o wskaźnikach można poczytać m. in. na www.wikipedia.org).
Po dogłębnej analizie statystycznej można dojść do wniosku, że przynajmniej część Polaków jest pakistańskimi Azerami z Hawany. Podobnie należy podejść do suchych liczb i prognoz podawanych przez rząd Donalda Tuska i ministra finansów Jacka Rostowskiego. Nasz jednoprocentowy wzrost nie sprawi, że staniemy się szejkami Europy. Co więcej – w połączeniu z polskim zamiłowaniem do rozpamiętywania w większej skali nic nie znaczących afer hazardowych, prowadzi do zapaści. Afery hazardowej oczywiście być nie powinno, ale zamiast liberalizować prawo, podatki czy zastanawiać się jak najlepiej wykorzystać nasz uciułany jeden procent, zastanawiamy się nad wykształceniem posłanki Kempy, która przyznaje, że dawno swojego dyplomu magisterskiego nie oglądała (o co chodzi? didaskaliów brak!).
Moja prognoza na 2010 zakłada powolne wychodzenie z kryzysu z zachowaniem obecnych powiązań gospodarczych, których Polska nie ma. Tak więc my ze swoim archaicznym systemem gospodarczym pozostaniemy na jednoprocentowym poziomie, wprawiającym w ekstazę naszego ministra finansów, a Niemcy i Francja za sprawą odradzającego się eksportu sięgną w tym względzie już nie cyfr a liczb. Przejedźmy się z Warszawy do Berlina, potem Paryża, Londynu. Mamy wyższy wzrost, a przecież krajobraz się różni. Teraz coś obrzydliwie ekonomicznego: akumulacja kapitału nie kłamie. To też jest chyba najsprawiedliwsza miara rozwoju i bogactwa. Nie długość życia, nie procent wyedukowanych, nie jednoprocentowy wzrost tylko ile dziadek i babcia zostawili wnukom (odp.: długi Gierka)
I teraz kluczowe pytanie na rok 2010 przed wszelakimi wyborami: ile zaoszczędziliście w czasie rządów Tuska (i Prezydenta Guzego w Siemianowicach)? Ile wydaliście? Nie chodzi o wielkości bezwzględne. Więcej czy mniej niż za rządów poprzedników? Otwarliście czy zamknęliście firmę? Odpowiedzi na te pytania boi się każdy jeden procent czający się w statystykach.

Lokalnie też trzeba odpowiedzieć sobie na te pytania. Znaczy, że w Siemianowicach też. Nie znaczy to, że można sprowadzać tą dyskusję do poziomu pogawędki z sąsiadem i wzorem Mańka Pompki (patrz blogi w linkach) eksponować swoją zażyłość z Prezydentem Guzym tytułując go per „Jaca”. Wiadomo, że „wszystkie dzieci nasze są”, ale Pan Pompka powinien uważać jako absolwent KUL – wielu irlandzkich księży też tak myślało, a potem okazało się że jednak musieli opuścić kościół.
W Siemianowicach inwestycji szereg wydarzyło się, hej! Wybudowano KS „Siemion”, KS „Michał”, boiska przy MDK Jordan, I LO, szereg rond, rynek miejski. Obiektywnie trzeba przyznać, że chyba żadne z miast skupionych w Aglomeracji Górnośląskiej nie zmieniło się przez mijającą kadencję tak bardzo. Katowice transformację ciągną raczej centralną pozycją w aglomeracji i wysiłkiem przedsiębiorców, a nie prezydenta Uszoka. Podobnie w innych miastach. W Siemianowicach jest więc inwestycyjnie z zasady. Niestety to tak jak z tym jednym procentem. Bez wsparcia rynek w Siemianowicach przyda się tak samo jak huta. O jakie wsparcie chodzi? Chodzi o spójną strategię i takie ukształtowanie administracji z biurokracją, żeby było łatwo. Co znaczy „łatwo”? „Łatwo” znaczy prosto, a więc mówisz, masz. Za każdym razem kiedy mowa o upraszczaniu życia, marzymy o jakimś stanie idealnym. Kiedy jest źle politycy i niektórzy ekonomiści z uporem maniaka powtarzają, że stanu idealnego nie da się osiągnąć i że to utopia. Ale można do niego dążyć! Nawet należy, trzeba i w ogóle jest to imperatyw. Czy w Siemianowicach się do tego dąży to kolejna kwestia, kwestia drażliwa, na którą musimy sobie sami odpowiedzieć. Można do tego dojść analizując roczne sprawozdania Urzędu Miasta Siemianowice Śląskie – bilanse, budżety i wszystko, co można znaleźć w BIP. Przy okazji można ocenić pracę Skarbnika Miasta i podległych mu pionów – to po pierwsze, potem wszystkich po kolei, bo cyferki nie kłamią. Zagłębiając się w papierową spuściznę urzędu trzeba się zastanowić czy będąc w bezpośrednim sąsiedztwie kopalni Guido w Zabrzu, a nawet Wieliczki Park Górnictwa i Hutnictwa w Michałkowicach ma szanse na przetrwanie. I czemu wciąż nikt w Polsce nie wie gdzie leżą Siemianowice Śląskie, chyba że jakiś Filipińczyk oczaruje Wojewódzkiego (nie mylić z wojewodą)? W związku z tym pytanie poważniejsze – czemu siemianowickie inwestycje nic miastu nie dają (lub dają mniej niż mogłyby)?
Sam odpowiedzi na wszystkie powyższe pytania nie udzielę. Przede wszystkim dlatego, że byłoby to subiektywne i byłaby to kolejna statystyczno – ekonomiczna ocena. Za wszystkim – bo jestem pracownikiem Urzędu Miasta Siemianowice Śląskie. Ale cały ten artykuł nie ma na celu oceniać, tylko skłonić do pytania i szukania odpowiedzi. Moim marzeniem jest, żeby Polacy wreszcie zaczęli myśleć. Zdaję sobie sprawę że jest to stan idealny w świetle tego, co wcześniej napisałem.