poniedziałek, 7 lutego 2011

Yrmyna

Nadszedł luty  i w Erewaniu pękła magistrala cieplna, tak że nawet psy potrzebowały przewodników, żeby poruszać się w trzydziestostopniowym mrozie. Niektórzy dziennikarze piszą: „minus trzydziestostopniowym mrozie”, ale wtedy nie wiadomo czy jest plus trzydziestostopniowy mróz, czy rzeczywiście jest tak zimno, że im dwa minusy wychodzą na plus. Nie wdawajmy się jednak w szczegóły – niedawno przewodnik psa w Erewaniu złapał złodzieja gumek recepturek, które podobno miały być użyte w niecnym celu przetopienia na opony. Traf chciał, że przewodnikiem psa był policjant. Kto go trafił jest do dziś zagadką.
W pokoju Referatu Spraw Wszelakich panował wzorowy sheng hui, na przekór przeciwnościom losu i mrozowi. W Referacie był kaloryfer i jedna paprotka, o którą rytmicznie dbał Michał Jajek podlewając co trzy i pół tygodnia. Rano o 7.00 7 lutego 2011 roku zadzwonił telefon. To Zygmunt Miszcz:

- Michał Jajek, słucham…
- Dżyndobry. Tu Zygmunt Miszcz. To miał być esemes, ale skoro już się połączylyśmy… - zaintonował wyraźnie ośmielony interlokutor Jajka,
- Tak…
- Jez Yrmyna???
- Panie Miszcz, w Referacie nie pracuje żadna Yrmyna.
- Musi pracować jakaś Irmina, Pan to źle wymawia! – odpowiedział wyraźnie zirytowany Zygmunt Miszcz, a kto tam w ogóle pracuje?
- Pracuje na przykład Pani Jowita…
- Jowita Miszcz! – wykrzyknął uradowany Zygmunt – to moja córka jest! Proszę ją dać do telefonu!

Słuchawka została przekazana Jowicie Miszcz, która przeprowadziwszy krótką rozmowę zaznaczyła, że skoro tata chciał sobie porozmawiać o krzywej Fibonacciego i innych zupełnie nieważnych dla wszechświata sprawach, powinien zadzwonić do Konwersatora Miejskiego, którego pokój znajduje się zaraz naprzeciwko pokoju Referatu Spraw Wszelakich.

Po rozmowie z ojcem Jowita Miszcz przypomniała sobie, że musi zadać współpracownikom pytanie. Chodziło o to, że po włączeniu komputera nie wykrywał on płyt CD, które leżały na jej biurku. Problemu nie potrafili rozwiązać nawet informatycy, mimo że byli przekwalifikowanymi kowalami i wiele w życiu widzieli – z niejednego pieca chleb kradli. Problem został rozwiązany po włożeniu płyty do napędu CD, co wszyscy przyjęli z ulgą.

1 komentarz:

  1. ja się naprawdę czasem zastanawiam czy Ty sobie jaja z nas wszystkich robisz, albo jakieś dragi w pracy bierzesz? albo Twoi współpracownicy są na permanentnym haju? bo takie rzeczy... to chyba tylko w Erewaniu!

    OdpowiedzUsuń