niedziela, 30 sierpnia 2009

Refleksje przedwakacyjne

Moje zęby są jak La Scala... Wiele rzędów i taki zabytek, że żaden konserwator nie waży się go tknąć. Tego dowiedziałem się na przestrzeni ostatnich dni i jestem dumny, że mam końskie zdrowie, a nie końskie zęby jak Jola R., a nawet trochę sztuki we mnie. Wszystko oczywiście da się sprostować albo jak powiedział Stanisław Tym: ”To się odbuduje.”.
Jutro jadę do Eire jak mówią tubylcy albo tambylcy w zależności od interpretacji. Mój szef natomiast – Adalbert Ożywczy zostaje w Urzędzie Miasta Erewań w Armenii z Panią Judytą Miszcz sam na sam. Mój szef jest wegetarianinem. Zawsze się bałem takich ludzi. Nigdy nie wiadomo na czym wyładują agresję. Poza tym jest czołowym basistą nieczołowego zespołu, ale nie jest to Feel. Mają więc szanse na sukces w środowiskach myślących a nawet intelektualistycznych, więc nie w Wydziale Promocji UM Erewań. Wracając jednak do meritum (trudne słowo, podobne do „kontestacja” ale jednak tak różne w materii swej) -  Pani Jowita Miszcz jest mistrzynią wprowadzania niekoncepcyjnego nastroju biurowego w takich momentach, w których jest to najmniej oczekiwane (wiem, można krócej, ale buduję nastrój i napięcie zarazem).
Wiele faktów, które doprowadzają do łez śmiechu moich znajomych, jest tragedią mojego życia. Pracownicy Urzędu Miasta Erewań są najbardziej wykwalifikowanymi fachowcami na świecie. Kiedyś Pani Jowita Miszcz, kiedy akurat przygotowywałem budżet do nieznaczącego projektu nuklearnego ratującego Ziemię przed zderzeniem z Plutonem, zaczęła nerwowo kopać komputer podskakując przy tym z gracją zająca w kapuście. Po jakiejś chwili skonstatowałem li ja, że próbuje ona dokonać niemożliwego. Spytałem się grzecznie o co chodzi. Otrzymałem odpowiedź, że próbuje zmienić dokument, ale nie ma kursora i w ogóle nie można nic napisać. Stwierdziła, że ma za mało pamięci RAM (komputer oczywiście). Ja stwierdziłem, że dokument do edycji to PDF.
Nic to. Innego pięknego dnia, kiedy próbowałem naprawić tragedie w Czarnobylu, Pani Jowita zaczęła ochoczo okładać drukarkę, twierdząc że sprzysięgła się przeciw niej i nie chce drukować. Następnie zadzwoniła do informatyków, żeby zadzwonili po egzorcystę, żeby ten mógł poinformować Pana Genka z kotłowni o zaistniałej sytuacji, bo podobno Pan Genek wie wszystko, a nawet trochę więcej. Okazało się, że Jej drukarka nie chce drukować tego, co ona chce, a nawet nie drukuje wcale. Podobno miał być to problem na łączach. Ja skonstatowałem, że w ustawieniach drukowania MS Word jest wybrana drukarka Geodezji, co wprawiło w szczerą radość kartografów. Prawie jakby okryli Amerykę bez dopływania tam... Ustawa Prawo Zamówień Publicznych w 50 egzemplarzach przyszła do nich sama...
Jaki z tego morał? Żaden. W obliczu nieuchronnego 1 września i jakiejśtam rocznicy czegośtam po prostu bądźmy sobą tak jak Pani Jowita Miszcz. Ona jest sobą. A my zawsze po prostu próbujemy być lepsi i więksi niż ktośtam. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybyśmy naprawdę chcieli to zrobić, a nie byłoby to tylko nasze życzenia. Przecież my tak samo jak Niemcy i Rosjanie jesteśmy Europejczykami. No chyba, że mieszkamy w Armenii....
Po powrocie z Irlandii następne refleksję trzeźwego alkoholika. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz